Zamknij
Zamknij
Zamknij
logo

Justyna Jaworska – Poezja śpiewana końca świata. Recenzja koncertu „W imię ojców, synów i braci”

Dżdżyste jesienne wieczory warszawskie sprzyjają wędrówkom po kuszących ciepłem wnętrz lokalach, a w nich, jak zawsze, nie brak atrakcji ku uciesze gości. Urokliwa praska knajpka Skład Butelek, przepełniona wonią historii prawego brzegu, przyjęła pod swój dach 10 października 2020 roku rozpoczynający muzyczno–liryczną karierę zespół W imię Ojców, Synów i Braci promujący swoją kapitalną debiutancką płytę.

Są jeszcze w świecie nastawionym na komercję artyści, którzy nie potrzebują za swoimi plecami show ani oślepiających efektów specjalnych ich samych przyćmiewających – mają bowiem w sobie tak silną i udzielającą się emocjonalność, czułość wobec materii twórczej, którą są w stanie rozgrzać nawet najbardziej oziębłe serca. Do grona tychże twórców można śmiało włączyć również zespół powołany do życia przez Marcina Partykę.

Pierwszy na scenę, której jedyną dekoracją były instrumenty, wkroczył wokalista – Mariusz ,,Oziu” Orzechowski – w kreacji incognito. Twarz miał przysłoniętą dość obszernym rondem kapelusza. Zasiadł na stołku barowym i czekał na muzycznych kompanów. Zapanowała tajemnicza aura. Kiedy cały skład widniał przed publicznością, rozpoczął się pełen pokory dialog między artystami i widzami, budujący sympatyczną atmosferę i świadomość, że ważne są nie tylko osoby na scenie, ale także te patrzące na nią, za co należą się artystom brawa. Między widzami i wykonawcami nie istniała bariera, co w czasach zarazy wydaje się niezwykle miłe. Nie ma nic bardziej przerażającego w sztuce niż mur.

Komentarza wymaga jeszcze niesamowita teatralność solisty, który zadbał o każdy detal swojego wizerunku i dla jego urozmaicenia nawet nie zawahał się skręcić papierosa, podczas wykonywania utworu – ten szczegół wzniecił atmosferę luzu. Swoistym smaczkiem całego spotkania stała się obecność dziecka w szeregach zespołu. Kilkuletnia Maria Partyka – wnuczka autora tekstów piosenek, Jana Partyki – włączyła się w interpretację Retrospekcji, mimo że repertuar przedsięwzięcia znacznie odbiegał od kanonu skierowanego do najmłodszej widowni. Niemniej – dziewczynka uniosła bagaż emocji śpiewanego tekstu i absolutnie zachwycała swoją odwagą.

Podczas wydarzenia muzyka zabrzmiała jeszcze wyraziściej niż na płycie. Intensywniej dało się odczuć melancholijne tony, być może spotęgowane perspektywą ogólnopolskiej żółtej strefy. Trudna i niewesoła tematyka utworów nie oznaczała jednak przynudzania i mdłej przezroczystości. Już przy pierwszym utworze miałam wrażenie, że znajduję się na koncercie rosyjskiego post–punkowego zespołu Сад, Молчат Дома lub Аут. Ciężkie rockowe brzmienie zagwarantowało rozbudzenie na cały wieczór.

Sama jakość wykonania jest więc jednym. Drugim – to, co pod tym wykonaniem skryte, czyli sens. Tutaj muzyka wyrosła na gruncie poezji, która w znacznej większości tekstów odegrała rolę artystycznego pamiętnika poety. Wobec tego podstawa dla działalności zespołu okazuje się dość złożona, a zatem i nie najłatwiejsza w realizacji ekspresyjnej, choćby ze względu na indywidualność jednostki. Wykonawcy bez dwóch zdań poradzili sobie z uniesieniem tej niezaprzeczalnie wymagającej materii, wypełniając odpowiednim uczuciem każde słowo.

Obserwując zespół podczas grania wolniejszych piosenek, delektowałam się intymnością wręcz iskrzącą między wykonawcami a ich instrumentami. Subtelne głaskanie gitary przez Marcina Partykę, czy muskanie bębnów przez Kubę Szydło, było tak intensywne, że wprowadzało w hipnotyczny trans. Dał znać też o sobie doskonale dopracowany styl, spójność i przemyślenie dzieła. Gęsta, rodem z romantycznych obrazów mgła oraz niekiedy stłumione strunowe dźwięki, kołyszące niczym morskie fale. Wszystko fanatycznie nasycone wrażliwością. Realizacje utworów Ja, pies i śniegZmarła dziewczynka urzekły mnie szczególnie swoimi skrajnościami – eterycznością i siłą, balansowaniem na granicy snu i jawy, nocy i dnia – subtelnym odrealnieniem i oniryzmem.

Z repertuarem pomysłowym, nieszablonowym, niepasującym i nieprzystającym nie sposób się przebić przez filtry stosowane przez wyznawców kultu zysku. W imię Ojców, Synów i Braci trudno dopasować do playlist układanych na szybkości, wkomponować w najmodniejsze kombinacje refrenów ze zwrotkami. A to, co mamy na ich płycie, zdecydowanie zasługuje na uwagę szerszej publiczności.

Jeśli tak ma brzmieć poezja śpiewana końca świata, czyli doby pandemicznej i początku katastrofy klimatycznej, to ja jestem w raju. Tu nie chodzi o gwiazdorzenie – idzie o muzykę, a Bóg widzi, że to jest bardzo dobre. Pozostaje tylko czekać w nadziei na więcej.

Justyna Jaworska:
Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim, członkini Naukowego Koła Kultury Staropolskiej, stypendystka literacka fundacji Arkona im. Jarosława Zielińskiego, współtwórczyni projektów artystycznych barboshitartParantela.
Instagram: @kurtynajaworska